przez seszele » czwartek, 11 września 2008, 23:41
brak aplikacji referendarskiej to wg mnie problem ale odpowiedź na to przyniosłoby samo życie, bo limitowana liczba referendarzy stanowiłaby na tyle konkurencyjny etap kariery, że byłyby to faktycznie osoby najlepsze (merytorycznie) z kandydatów na sędziów, a z pośród nich sędziami zostawaliby już całkiem najlepsi.
Nawet najlepszy asystent (dla którego byłaby to formalność) i aplikant przechodziłby ten etap, po to by wykazać w samodzielnej praktyce swoje kompetencje i być z czegoś konkretnego ocenionym.
Byłoby może ciężko, ale skoro asesura w obecnym wydaniu się nie ostała, a jakiś etap praktycznej weryfikacji być musi, to pozytywem tego systemu byłoby to, że naprawdę dopuszczałby do zawodu najlepszych, a po drodze zapewniał minimum satysfakcji.
Oczywiście wariant taki zakłada nieodzownie poszerzenie kognicji orzeczniczej referendarzy pokrywający się z postulatem odciążenia sędziów i ogólnej sprawności sądów. Tak naprawdę limitem w tym względzie nie jest zakres pojęcia ochrony prawnej, ale to na ile celowe i uzasadnione jest uczestniczenie w wykonywaniu funkcji sądowniczych osób nie będących nominalnie sędziami zawodowymi. I tu jak pokazują doświadczenie państw zachodnich możliwości są szerokie, bo oprócz spraw niespornych dużą cześć spraw "prostych" (tzw drobny wymiar sprawiedliwości) załatwiają właśnie na etapie wstępnym (można wręcz powiedzieć: przedinstancyjnym) nie-sędziowie przy jednoczesnym zagwarantowaniu wszelkich konstytucyjnych praw obywateli.
Biorąc pod uwagę orzecznictwo TK uważam, że zawód referendarza ma przyszłość, choć nie stanie się to w ciągu dwóch dni. Ale właśnie łagodna ewolucja zapewni to, że nie będzie naruszenia art 45 Konstytucji, bo zachowana będzie równowaga między możliwościami jakie wynikają z Konstytucji a obostrzeniami w niej zawartymi.
Wiadomo, że każdy wolałby zostać sędzią grodzkim, ale czy naprawdę ważna jest nazwa jeśli odpowiedni organ spełniałby swoją funkcję.
Sesz.