Nie mam wątpliwości, że za hasłem rzuconym przez Gowina nie kryję się żadna merytoryczna koncepcja. Niestety polityk Gowin nie zajmuje się reformowaniem wymiaru sprawiedliwości a tylko siedząc w fotelu Min. Spraw. rozgrywa partię politycznych szachów i tylko niektóre jego pionki w tej rozgrywce dotyczą sądów i są przy tym bardzo słabe. Z ambitnych planów zmian w wymiarze sprawiedliwości pozostało Gowinowi bardzo niewiele. Pamiętam jak na pierwszym spotkaniu z nim 1 marca 2012r. tłumaczyliśmy, że jeżeli rzeczywiście chce skrócić czas rozstrzygania spraw w polskich sądach, to niech nie liczy na elektroniczny protokół bo to hasło, które ładnie wygląda w mediach ale efektu skrócenia czasu trwania spraw o 1/3 nie przyniesie. Wskazywaliśmy, że podstawa jest uproszczenie procedur i zmniejszenie kognicji sądów. Gowin wtedy powiedział, że upraszczanie procedur trwa i że do kwietnia MS przedstawi propozycję zmniejszenia kognicji sądów. Z perspektywy ostatniego roku widać, że nic z tych zapowiedzi nie wyszło. Jedyną realną zmianą w sądownictwie pozostała koncepcja likwidacji części sądów rejonowych. Problem dla wielu z nas istotny, bo dotyczy macierzystych sadów, jednak z punktu widzenia sprawności funkcjonowania sądownictwa w Polsce to sprawa czwartorzędna w tym sensie, że nie wiele ona zmieni. Skoro zatem dokonana likwidacja sądów to główny dorobek MS pod kierownictwem Gowina, to próbuje on teraz przedstawić zagadnienie zmiany struktury sądów jako kluczowe dla sprawnego ich funkcjonowania, a dokonana likwidacja SR jako część wielkiego planu reformy strukturalnej sądów. Plany te to oczywiście tylko gra polityczna, wizytówka medialna. Chodzi o to by po końcu kadencji w MS móc się wykazać ważnym dorobkiem. Gowin będzie więc teraz wmawiać opinii publicznej jaka to fundamentalna sprawa. Jak wiadomo nieprawda wielokrotnie w mediach powtarzana dla niektórych staje się prawdą.
Nie wierzcie więc, że planom tym przyświeca chęć realnych zmian w sądownictwie. Nie liczcie na zwiększenie wynagrodzeń. Gowin na spotkaniach jasno nam mówił, że gdyby on był wcześniej ministrem nigdy by się nie zgodził na ostatnią zmianę naszych wynagrodzeń i uzależnienie ich od średniej krajowej. Jeżeli w ogóle MS będzie te koncepcje w mediach rozwijał to pewnie w tym kierunku, by w ramach dzisiejszego okręgu będzie można dowolnie sędziów przerzucać miedzy poszczególnymi sądami. No i wreszcie "sędzia w jednym sądzie nie będzie 8-razy bardziej obciążony niż w innym". Swoją droga zastanawiam się czy nasz Minister Gowin wierzy w to powiedział wykazując się kompletnym brakiem znajomości tematu czy też Wie że to nieprawda, ale prawdę złożył na ołtarzu polityki.
Co do dwuszczeblowej struktury sądownictwa to sam o tej koncepcji wspomniałem Gowinowi w marcu ubiegłego roku. Miałem nadzieję, że skłoni to Gowina do refleksji w sprawie likwidacji ponad 100 SR-ów, bo dowie się, że są inne koncepcje co do reformy strukturalnej sądownictwa.
Moim zdaniem nie ma ważnych merytorycznych powodów do istnienia obecnej struktury sądów. Funkcjonalnie mamy sądownictwo powszechne dwuszczeblowe, a organizacyjnie 3-szczeblowe. Jak pamiętam argumentem za utworzeniem SA było odciążenie SN od rozpoznawania środków odwoławczych od orzeczeń SW + odwołanie się do tradycji przedwojennej. Argumentację historyczną pomijam, bo tu nie ma o czym dyskutować. To raczej erudycyjny dodatek do merytorycznej argumentacji. Natomiast, żeby odciążyć SN od rozpoznawania środków odwoławczych od orzeczeń SW nie było konieczne tworzenie odrębnych sądów. Sprawy rozpoznają w końcu sędziowie nie sądy.
Koncepcja likwidacji jednego z 3 szczebli sądów była dyskutowana w różnych miejscach w tym na naszym forum. Zakłada ona utworzenie sądów I instancji i sądów odwoławczych. Z uwagi na ilość poszczególnych sądów najlogiczniej jest zmianę taka przeprowadzić w ten sposób, by to sądy powstałe na bazie SR rozpoznawały wszystkie sprawy I-instancyjne, zaś sądy powstałe na bazie SO funkcjonowały jedynie jako sądy odwoławcze. Poniosły się głosy czy Sądy I instancyjne powstałe w miejsce dzisiejszych SR poradzą sobie z trudnymi sprawami, które teraz rozpoznają SO w I inst. To źle postawione pytanie, bo jak wspomniałem wyżej sprawy rozpoznają sędziowie a nie sądy. Po pierwsze wiele spraw w SO I instancyjnych nie są bardziej skomplikowane prawnie od tych rozpoznawanych w SR. Dla przykładu wspomnę o sprawach ubezpieczeniowych, które trafiają do SO w olbrzymiej masie. Stanowią większość wpływu I-instancyjnego. To są proste sprawy. To, że są rozpoznawane w SO to widzimisię ustawodawcy. Podobnie rzecz się ma z rozwodami stanowiącymi większość wpływu do SO I inst. Latami były w SR. Przekazanie ich do SO to była jedynie decyzja polityczna. Z zabójstwami rzecz się ma oczywiście inaczej. Powinni je rozpoznawać doświadczeni sędziowie, wszystko jedno jednak czy w ramach SR czy SO. Wystarczy zatem, że wrócimy do koncepcji awansu poziomego, nie automatycznego jak to było przedtem, a tylko poprzedzonego oceną i normalną procedurą awansową i będziemy mieć w sądach I inst doświadczonych sędziów rozstrzygających te najtrudniejsze sprawy w sądach I inst czyli zabójstwa, rozwody i co tam się jeszcze ustawodawcy spodoba. Podobnie w ramach dzisiejszych SO przekształconych w sądy odwoławcze mogą funkcjonować sędziwie apelacyjni jako ci bardzie doświadczeni i wykwalifikowani. Rozwiązanie to pozostawia możliwość awansu sędziom z s I inst i s II inst bez zmiany miejsca orzekania. Rozwiązuje też problem dzisiejszych sędziów apelacyjnych. Funkcjonowaliby w sadach odwoławczych jako bardziej doświadczeni sędziowie do trudniejszych spraw. Jest motywacja do pracy, jest prestiż a nie ma uciążliwych dla wielu dojazdów do metropolii. Kończymy też w ten sposób spór z MS o awanse poziome, które wracają w sensownej formie. Warto też zauważyć, że model ten oznacza zwiększenie wpływu do sądów I inst i skutkować będzie uratowaniem wielu dzisiejszych SR przed likwidacją. Społecznie zatem jest to bezpieczny projekt. Ludzie i media będą zadowolenie, bo struktura sądów zbliży się do człowieka. Na sprawę rozwodową apelacyjną nie będzie musiał jeździć nieraz ponad 100 km.
Uzupełnieniem tego modelu byłoby utworzenie przy sadach I inst ciała na kształt Kolegium d/s wykroczeń czy sądów pokoju jak kto woli, do rozpoznawania wykroczeń i najprostszych spraw cywilnych o pietruszkę. Sprawy te rozstrzygane by były w oparciu o inną bardziej uproszczona niż w sądach I inst. procedurę, a zatem szybciej i taniej. Od tych rozstrzygnięć przysługiwałby sprzeciw do sądów I-instancyjnych jako końcowej instancji. Do sądów II instancji takie sprawy by w ogóle nie trafiały. W tych ciałach zasiadaliby m.in. referendarze, asystenci, absolwenci duraczówki powiedzmy raz w tygodniu. Kandydat na sędziego musiałby się wykazać rozstrzyganiem spraw w tych organach. Plusem tego rozwiązania jest także to, że sprawdzaliby się na sali i byłoby ich z czego oceniać przy ubieganiu się o etat sędziowski.
W takim modelu zmniejszyłaby się liczba sędziów na rzecz liczby asystentów czy refów. Korzyść i dla sędziów, bo będzie więcej kadry pomocniczej w sądach i dla finansów, bo zatrudnienie asystenta zamiast sędziego będzie jednak tańsze. Oznaczać to też będzie zmniejszenie kognicji sądów i czasu postępowań. Nazwy poszczególnych sądów to rzecz techniczna. Po lekturze tego tematu mam jednak wrażenie, że często spieracie się głównie o nomenklaturę nowych sądów.
Tyle tylko, że jest to model nierealny. MS-owi musiałoby się chcieć coś naprawdę zmienić. Tymczasem od wielu lat kolejni polityczni szefowie MS z uporem godnym lepszej sprawy likwidują a potem odtwarzają poszczególne sądy i wydziały, markując reformy i jednocześnie wmawiając opinii publicznej, że znaleźli panaceum na bolączki sądownictwa. Tymczasem rację miał albo minister tworzący wydziały grodzkie albo ten, który je zlikwidował parę lat później. Nie jest możliwe, by obaj mieli rację mimo, że obaj wszem i wobec to ogłaszali.
Z tej perspektywy widać wyraźnie, że najnowsze pomysły i koncepcje działania Gowina są podobne do jego poprzedników. Ich los też będzie podobny.
