Volver napisał(a): to tez można uniknąc poprzez absolutnie sprawne telefoniczne ustalanie rozprawy sądowej jako spotkania specjalisty z adwokatami, pełnomocnikami stronami-- na zasadzie "oszczędzaj czas każdego, nawet jeśli jesteś sądem najwyższym'
Spróbuję odnieść się do Pańskiej wypowiedzi, zachowując złoty środek.
Tak na szybko mogę wymienić trzy plusy stawiennictwa w sądzie:
Po pierwsze, w ostatnich kilku latach zauważyłem ogromną zmianę u pracowników sekretariatów sądowych: osoby, które dzwonią do mnie, odbierają mój telefon lub przyjmują mnie w sekretariacie sądu, są uprzejme i zorientowane w referatach swoich sędziów. Już nie pamiętam przypadku, żeby mnie tak po prostu spławiono.
Po drugie, w większości sądów, w których mi zlecano opinie, panuje już wspomniany przez Pana zwyczaj dzwonienia do biegłego z prośbą o uzgodnienie takiego terminu stawiennictwa, żeby pasował zarówno sędziemu, jak i biegłemu. Nie uważam, żeby takie postępowanie obniżało autorytet sądu. Jest wprost przeciwnie, (przynajmniej w moich oczach) sprawnie prowadzona rozprawa bardzo dobrze świadczy o sędzim. Z reguły jest tak, że po takim telefonie z prośbą o uzgodnienie terminu udaje mi się stawić w sądzie w ciągu 2-3 tygodni, natomiast gdy wezwanie przychodzi pocztą, wyznaczony termin najczęściej koliduje z innymi moimi obowiązkami i z reguły daję radę stawić się w sądzie dopiero po 2-3 miesiącach.
Po trzecie, do sądu zawsze chodzę złożyć opinię uzupełniającą lub dodatkową, przy czym w przypadku tej drugiej objętość i złożoność nowego materiału dowodowego, tj. nowej dokumentacji medycznej, są z reguły tak niewielkie, że wystarczy mi parę minut zastanowienia się na sali, by odpowiedzieć na pytania. Za wydanie ustnej opinii wyłącznie na podstawie akt sprawy (ostatnia pozycja z tabeli wynagrodzenia dla biegłych z medycyny) mogę policzyć do trzy osiemdziesięciu kilku złotych, co już jest bardzo dobrym zarobkiem za 1-2 godziny mojej pracy.
Tak na szybko przychodzą mi do głowy też trzy minusy:
Po pierwsze, wcale nierzadkie są głupie pytania pełnomocników lub sądu. Głupie pytania polegają na tym, że osoba pyta mnie o podstawy faktyczne moich wniosków, chociaż odpowiedź znajduje się w sprawozdaniu opinii. Ja nie piszę sprawozdań tylko dla samego ich napisania ani nie przepisuję w nich bezrefleksyjnie tego, co jest w dokumentacji medycznej - na to szkoda byłoby mojego czasu. Ja tam piszę to, co stanowiło podstawę faktyczną moich wniosków, i do tego piszę to przystępnie, tzn. językiem zbliżonym do naturalnego (potocznego). Dam przykład: jeżeli w dokumentacji medycznej jest mowa, że pacjent był splątany, miał blade powłoki ciała, ASM 120/min, RR 85/60, oddech 24/min, erytrocyty 3,2 G/l, hemoglobinę 30 g/dl i hematokryt 31%, w sprawozdaniu piszę: "Pokrzywdzony miał objawy kliniczne wstrząsu krwotocznego, tj. niepełny kontakt z otoczeniem, niedokrwioną (bladą) skórę, bardzo szybką czynność serca (120/min), niskie ciśnienie tętnicze krwi (85/60 mm Hg) i bardzo szybki oddech (24/min). Badanie laboratoryjne krwi wykazało obniżenie parametrów świadczących o krwotoku: czerwone ciałka krwi 3,5 G/l (dolna granica normy 4,2 G/l), hemoglobina 30 g/dl (dolna granica normy 40 g/dl) i hematokryt 31% (dolna granica 40%)". We wnioskach już nie powtarzam tego, tylko piszę: "Pokrzywdzony miał wstrząs krwotoczny". Kiedy w takiej sytuacji pełnomocnik lub sąd pytają mnie, skąd wiem, że pokrzywdzony miał wstrząs krwotoczny, od razu staje się oczywiste, że nie przeczytali sprawozdania, bo tam jest odpowiedź. I takie pytania nazywam właśnie głupimi pytaniami. Nie mam nic przeciw bronieniu swoich opinii w sądzie, ale odpowiadanie na głupie pytania nie podoba mi się. Nie oczekuję od sądu czy stron wiedzy medycznej, bo to ja jestem od tego, ale oczekuję, by moją opinię przeczytali od a do z.
Po drugie, ból nóg, jeżeli składam opinię ustną dłużej niż półtorej godziny, ale to, na szczęście, jest rzadkie. Tylko wyjątkowo sędzia sam z siebie zaproponuje biegłemu, by usiadł. Mnie się to raz zdarzyło. I raz, gdy już sam o to poprosiłem, odpowiedział: przed sądem stoi się.
Po trzecie, sędziowie niemal zawsze zachowują się kulturalnie i zwracają się do mnie: "panie doktorze" lub "panie biegły", gorzej jest z palestrą. Niestety, część sędziów nie potrafi temperować pełnomocników, którzy tak zadają pytania: "niech biegły nam powie, czy". Tak to się zwracało do lokajów w XIX w.: "Niech Maciej zaniesie pakunki do mojego gabinetu, a potem wyczyści i wypastuje mi buty".
jaaga napisał(a):a koleżanka twierdzi, że przed sądem nikt nie chce stawać, bo.... szkoda czasu
Tak źle nie jest. Przynajmniej u mnie. Fajnie jest skutecznie obronić wyrażony w opinii pogląd, gdy pełnomocnik zadaje sensowne pytania. No i jest też, jak już napisałem, dobry pieniądz za to.
