przez arczi » środa, 10 grudnia 2008, 21:58
a ja juz jakiś czas temu przedstawiłem taka oto koncepcję:
Wszyscy wiemy, że zarówno Ministerstwo Sprawiedliwości, jak i część sędziów, czego nie możemy ukrywać, sceptycznie odnosi sie do awansów poziomych. Prowadzimy "walkę" o ich utrzymanie głównie w celu poprawy sytuacji materialnej sędziów w przyszłości, bo ewentualne korzyści z nimi związane możemy otrzymać dopiero najwcześniej za 5 lat (trzecia stawka awansowa rekompensuje póki co wynagrodzenie utracone na skutek zlikwidowania awansów poziomych). Podnoszone są głównie zastrzeżenia, że to zwykly "tytularyzm" i że brak jest elementu oceny sędziów awansujących w systemie awansów poziomych.
Czas juz najwyższy zastanowić się nad tym, co wzamian my, jako sędziowie możemy zaproponować?
Przyszła mi do głowy koncepcja, która moim zdaniem mogła by stanowić kompromis możliwy do zaakceptowania przez rząd.
Otóż, można zaproponować rozwiązanie polegające na tym, stanowisko sedziego danego szczebla (SO, SA) nie będzie się wiążać koniecznie z orzekaniem w danym sądzie, ale awans na nie będzie podlegał ocenie w trybie przewidzianym przy dotychczasowych awansach pionowych. Chyba nie jest najważniejsze, że stanowisk np. w SO musi byc tyle ile etatów w danym SO. Jeżeli byłby dobry sędzia w SR, który miałby istotny dorobek orzeczniczy, mógłby wnioskowac o przeprowadzenie jego wizytacji, a potem wszczęcia dalszej procedury nominacyjnej na stanowisko SSO, co nie oznaczało by jednak, że orzekałby oligatoryjnie w SO, tylko mógłby orzekać w SR, a w zasadzie w zalezności od potrzeb w obu sądach, zaś w sądzie niższego stopnia na zasadzie delegacji (nawet długoterminowej). Wiemy dobrze, że wielu znakomitych sędziów pozostaje w sądach niższych instancji z róznych przyczyn (uciążliwe dojazdy, układy towarzyskie), a w ten sposób możnaby docenić ich poziom orzeczniczy. Dzisiaj bowiem u mnie już jest taka sytuacja (którą dobrze znam, gdyż czasami sądzę w SR i SO) , że SO Sąd Pracy i Ubezpieczeń I inst nie ma co robić i odracza sprawę po to tylko, by miec "coś" na wokandzie w styczniu. Czyli w różnych momentach tak fluktuuje wpływ, że sędziowie danego wydziału nie są należycie obciążeni, natomiast w sądzie niższej instancji jest wpływ bardzo duży. Taki sędzia mógłby sądzić i w SR i w SO (te same uwagi dotyczą SO i SA). Zapewniło by to jednocześnie łatwość przesuwania sędziego w razie potrzeby pomiędzy SO i SR, odciążyło by okresowo przeciążony sąd i umożliwiło elestycznośc rozmieszczania kadr, a jednocześnie to rozwiązanie doceniałoby finansowo dobrego sędziego.
Jednocześnie, moim zdaniem, taka możliwość ograniczyłaby częstą ostatnio praktykę przenoszenie sędziów pomiędzy wydziałami danego SR, co oczywiście ma niebagatelny wpływ na poziom orzecznictwa takiego sędziego w nowym wydziale. W moim zamyśle, te braki kadrowe można by uzupełniać sędziami specjalizującymi się w danej gałęzi prawa, tyle, że z różnych instancji.
Oczywiście tą koncepcję trzeba by uszczegółowić, ale na początku zawsze musi pojawić się idea....