buszmen napisał(a):Ciekawi mnie temat Pomorza, w szczególności zachodniego. Mam kolege ze studiów, który opowiadał że swego czasu mieszakńcy Szczecina żyli na walizkach i w gotowości do ewakuacji, I zastanawiałem się na ile w tym było prawdy. Z tego co piszesz to praktycznie obecni mieszkańcy przybyli na Pomorze Zachodnie po 45.
Ile prawdy? Dużo.
Szczecin został zdobyty przez Rosjan 26 kwietnia 1945 r. Przechodził potem z rąk do rąk parę razy. Ostateczne przejęcie miasta przez polską administrację nastąpiło dopiero 5 lipca 1945 r. - do tego czasu nie było pewności, do kogo miasto będzie należało. Ten dzień jest uważany za faktyczne przyłączenie Szczecina do Polski po II wojnie światowej. Ale to są przepychanki o Szczecin, a nie o całe nasze Pomorze.
Poza tym w Szczecinie długo utrzymywana była atmosfera niepewności. Do roku 1950 trwał wielki rabunek - Rosjanie demontowali i wywozili do siebie wszystkie urządzenia portowe, a Polakom oddawali metr po metrze nabrzeża dopiero wtedy, gdy zostały już ogołocone. Rozebrali i ukradli nawet jeden z dwóch torów linii kolejowej Szczecin - Gdańsk.
Przez te wszystkie lata trwała też deportacja Niemców, którzy stopniowo zajmowali coraz mniejszą część miasta, określone dzielnice. Z tego czasu pochodził szczeciński dowcip:
Wpada facet na komisariat milicji i woła:
- Towarzyszu milicjancie, napadli na mnie niemieccy dezerterzy, z Werwolfu! Broń mieli!
- Jak na was napadli?
- A podbiegli z tyłu, przystawili lufę do głowy i powiedzieli "Dawaj czassy"!
- Ee, to chyba Ruscy byli?
- A, towarzyszu milicjancie, to już wy powiedzieliście, nie ja...
W Szczecinie przez kilkanaście lat nie budowano żadnych nowych domów, zresztą nie były potrzebne, poziom zaludnienia sprzed wojny miasto osiągnęło dopiero na początku lat siedemdziesiątych. Dopiero wizyta Nikity Chruszczowa w Szczecinie przełamała sytuację. Chruszczow przyjechał do Szczecina latem 1959 r. w czasie wizyty w Polsce i dopiero od tego momentu polskie władze w Warszawie przestały traktować Szczecin jako miasto "niepewne", które może być na rozkaz z Moskwy oddane "bratniej NRD".
Ale to dotyczyło Szczecina z jego nadgraniczym położeniem. Im bliżej centrum Polski, tym było normalniej. Chociaż o odbudowie zabytków, starówek mogliśmy tylko pomarzyć - całą szczecińską Starówkę rozebrano na cegłę do odbudowy Warszawy i wywieziono.
Mieszkańcy sprzed 1945 r., któzy pozostali, to - jak pisałem - nieliczni Polacy z przedwojennej Polonii niemieckiej (zresztą wielu z nich byli to działacze tej Polonii, szanowani potem powszechnie w mieście) i nieliczni Niemcy, którzy wybrali Polskę. Są to przypadki zupełnie incydentalne.
Jedną z najbardziej znanych takich osób była młoda Niemka Britta Wuttke, która pozostała w Polsce, tu ukończyła szkołę, studia medyczne, wyszła za mąż, opisała swoje wrastanie w Polskę w książce (mieszkała w Międzyzdrojach)... i wyjechała. Wygnał ją z Polski stan wojenny. Już nie wróciła.
A najbardziej romantyczna jest historia dwojga ludzi, któzy spotkali się w Mieszkowicach w 1946 r. - Niemki Elwiry Profe i Polaka Fortunata Mackiewicza. Ona była z Pomorza, miejscowa, on przyjechał z Polski. Zakochali się w sobie, ale nic z tego nie wyszło, bo w 1947 roku Elwirę Profe wraz z rodziną wywieziono do Niemiec. Gdy komuna upadła, Elwira Profe przyjechała do Polski i po ponad 40 latach odnalazła dawną miłość. Fortunat Mackiewicz mieszkał wtedy w Kwidzynie, żona przed laty go opuściła i wyjechała z Polski do USA. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych zamieszkali razem - w swoich Mieszkowicach. On przeprowadził rozwód z żoną, z którą od wielu lat nie mieszkał. W 2005 roku wzięli ślub - po 50 latach. On miał 84 lata, ona 80. Przyjęli obydwoje podwójne nazwiska. Mieszkają nadal w Mieszkowicach. Para - symbol pokręconych losów Pomorza.
Gdy sędziowie będą walczyć ze sobą, zwycięstwo odniosą wyłącznie politycy.